23 listopada 2012

004. Edolas

Po kilku godzinach wszyscy łącznie z Erzą Knightwalker wyruszyli do Edolas. Wiedzieli, że będą musieli pokonać niezły kawałek drogi a tylko Edo-Erza miała klucz do bramy. Na szczęście, marsz miał potrwać, tylko dwie, może trzy godzinki i będą przy Wrotach, które doprowadzą je do równoległego świata.
- A ta na co z nami idzie? - zapytała w pewnym momencie zirytowana obecnością młodej Heartphilli Kaede. - I po co tak druga się wlecze? Rozumiem, Gajeel i Wendy, ale ona? - wskazała ruchem głowy na “przylepkę” Gray’a. Juvia uśmiechnęła się słodziutko i przylgnęła do ciemnookiego, uśmiechając się. Kaede westchnęła tylko i podeszła do Knightwalker
- Jak myślisz, ile czasu nam zostało, aby dojść do Wielkich Wrót? - spojrzała na nią swymi złotymi oczami.
- Godzina, może dwie. - rzuciła Łowczyni Wróżek niedbale. Ahira ponownie głośniej wzięła oddech, podkreślając swoje znudzenie.
- Rany, z tymi debilami będę musiała się aż tak długo męczyć? - zadała pytanie retoryczne, na które i tak idiota Natsu musiał odpowiedzieć.
- JA NIE JESTEM IDIOTĄ! - wrzasnął różowowłosy tak głośno, że wszystkie ptaki pouciekały z swych gniazd, aż w końcu jeden narobił na głowę Smoczego Zabójcy. Fullbuster, zaczął się śmiać, ale przestał, kiedy i na jego głowie załatwił się ptaszek.
-Gray-sama, wszystko w porządku? - troskliwa Lockser od razu sprawdziła, czy jej ukochany nie jest ranny, ale z radością stwierdziła, że szkodą jest tylko kał zwierzątka. - Ach, Gray-sama tak uroczo wygląda z odchodami ptaszka na głowie!
Wszyscy zaczęli się śmiać, nawet Ahira której nie było do śmiechu. Natsu i Gray, moczyli swe łepetyny godzinę w jeziorku. Reszta drogi, przebyła już przez przygód. Minęło półtorej godziny i wreszcie wszyscy trafili do Wrót.
Każdy po kolei przekraczał bramę, kiedy na końcu został trzy “demonice”. Pierwsza, z nich, Knightwalker, szybko przeszła przez Wrota, rzucając tylko krótkie: “Zobaczymy się po drugiej stronie”. Erza także miała pójść w ślady odpowiedniczki, lecz zatrzymała ją delikatna dłoń kuzynki.
- Scarlet... Zaczekaj jeszcze chwilę. Muszę ci coś powiedzieć. - zaczęła. Brązowe oczy Tytanii zwęziły się. - Widziałam się z Jellal’em. - oświadczyła, biorąc wcześniej głęboki wdech.
Scarlet, otworzyła szybko oczy.
- Później o tym porozmawiamy, Kaede. Na razie musimy się dowiedzieć, co się stało w Edolas... - po czym obydwie przekroczyły bramę. Lecz kiedy, przez nią przeszły, zauważyły ogień. Najbliższe miasta... płonęły. Ktoś... zaatakował Edolas!
- Scarlet, uspokój się. Wiem, kto za tym stoi. Teraz najważniejsze jest, by znaleźć króla. Erza była wściekła, tak wściekła, jak chyba jeszcze nigdy w życiu.
- Ahira, dlaczego, nam nic nie chcesz o tym powiedzieć?! Kto za tym stoi?! - pytali się prawie wszyscy z wyjątkiem, jedynej edolanki, która z nimi była. Miała ona bardzo złe przeczucia, co do tego. Wiedziała że coś złego się wydarzy.
“Miasto płonie... Co robić, co robić?”, pytała się siebie gorączkowo lnianowłosa, szukając wyjścia z sytuacji. Wiedziała, że sprawczynią jest jej odpowiedniczka, ale...
Miała do wyboru dwa wyjścia... Jedno z nich, niemożliwe do zrealizowania już na początku odrzuciła. Pozostała więc jedno...
- AHIRA! WYŁAŹ! - ryknęła.
Nagle potężne trzęsienie ziemi nastało. Najprawdziwsze trzęsienie ziemi! Na szczęście się nic nikomu nie stało, wszyscy byli cali i zdrowi. I nikt nie usłyszał, kogo wzywała złotooka, wszystko zagłuszył wybuch. I po chwili przed nimi pojawił się.... Mystogan.
Niebieskowłosy był cały poharatany. No cóż, nie codziennie całe miasto zaczyna się palić, ponieważ jakaś tam wariatka postanowiła sprawdzić, ilu magów położy. A musicie wiedzieć, Drodzy Państwo, że po odejściu Exeedów w ciałach niektórych mieszkańców energia ta się pojawiła!
-Królu! - krzyknęła krótkowłosa Erza i podeszła szybko do swego władcy - Co się stało?
- Ona... zaatakowała.... nikt... nie może jej powstrzymać... jest zbyt potężna.... - powiedział niebieskowłosy, zamykając oczy. Był naprawdę nieźle poraniony.
- Musimy znaleźć jakąś kryjówkę! - stwierdziła Lucy.
- Same z wami kłopoty... - rzuciła sarkastycznie Ahira. Ruszyła w stronę miasta, nie zwracając uwagi na protesty Heartphilli i Scarlet. - Idźcie szybko! Spróbuję zapanować nad tym pożarem... - zerknęła przez ramię na swoich towarzyszy. Dlatego chciała iść sama, chyba nie zniosłaby straty któregoś z nich. - UCIEKAJCIE! - wrzasnęła.
- Masz na to godzinę, Kaede - powiedział Lodowy Mag - Potem wracamy! - to powiedziawszy, poszli w inną stroną. Ahira nie wierzyła, że tak szybko jej się to uda, ale nie zważyła na nic. Musiała znaleźć swoją krewną i to wszystko zakończyć...
“Gdzie możesz być, O‘hara? Sama do ciebie przyszłam, więc dlaczego nadal się ukrywasz?”, pomyślała, biegnąc wśród płonących ruin miasta. Co chwilę to instruowała ocalałych, by uciekali jak najdalej z tego miejsca.
Kiedy wykonała już którejś z kolei okrążenie, przekonała się, że to na nic. Jej odpowiedniczka wszystko zniszczyła i uciekła. Zatrzymała się w miejscu, gdzie dawniej stał pałac królewski. Rozłożyła ręce ku nocnemu niebu.
- Requiem! - krzyknęła, a skumulowana magiczna moc w jej dłoniach zaczęła wsysać powoli ogień. Syknęła cicho... Doskonale zdawała sobie sprawę z konsekwencji płynących z używania tego czaru... Jednego z Zakazanych Zaklęć Wietrznej Magii...
Nagle płomienie przybrały na sile. Ahira krzyknęła, czując jak obrywa ogniem w ramię. Wiedziała, że będzie musiała zmienić swoją zbroję na inną, lecz nie miała takich możliwości jak jej kuzynka Tytania. Miała w końcu tylko jedną godzinę.... Po chwili nastąpił wybuch. Dziewczynę odrzuciło z taką siłą, że uderzyła w pobliski mur, tracąc przytomność...
***
Czas mijał, a Kaede jak nie było, tak nie ma. Scarlet siedziała w kącie jednego z pokoi małego, drewnianego domku, który jakimś cudem ocalał. Na łóżku w izdebce leżał nieprzytomny król krainy, a nad nim zaś czuwała Knightwalker. Reszta zaś panoszyła się na dole, przygotowując coś jadalnego dla tak wielu osób.
***
- Ty, Natsu, nie powinieneś gotować, wszyscy się potrujemy - stwierdził ciemnowłosy.
- To samo się dotyczy Ciebie, Gray! - warknął Smoczy Zabójca. Widząc, że zanosiło się na kłótnię, Scarlet wyrzuciła ich do innego pokoju. Juvia, Erza i Lucy zaczęły przygotowywać posiłek. Po chwili na dół, razem z krótkowłosą Erzą zszedł Mystogan. Wendy, nieświadoma niczego spała na kanapie.
- Ludziska, nie chciałbym wam przeszkadzać... - do kuchni wtargnął okolczykowany Smoczy Zabójca. Chociaż wyruszył na tę misję niechętnie, sam musiał przyznać, że na razie jest ciekawie.
- To nie przeszkadzaj! - rzuciła Knightwalker, która chwilę później zaczęła wypytywać władcę o wydarzenia, które związane były z bitwą w stolicy.
- Godzina właśnie minęła, Erza-san. - latający, brązowy kotek skierował te słowa do gotującej właśnie Scarlet. Złapała się za głowę dłońmi całymi w mące.
- Kaede, jeszcze nie wróciła! Zostańcie tu, idę po nią! - powiedziała szybko, zmieniając zbroję na podstawową i wybiegła na deszcz, szukając swej kuzynki. Musiała dojść teraz do stolicy i zobaczyć co z nią. Scarlet, zależało bardzo na lnianowłosej. Nie chciała aby coś jej się stało.
- Erza, czekaj! - usłyszała krzyk Natsu. Płomiennowłosa odwróciła się w jego kierunku. Biegł za nią. Zatrzymała się, a po chwili różowowłosy dołączył do niej i obydwoje zaczęli poruszać się szybciej. Jedno było istotne: w tej sytuacji wszędzie trzeba wyruszać najmniej w parach. Biegli razem, nie całe piętnaście minut kiedy znaleźli się w zniszczonej doszczętnie stolicy. Wyraźnie było coś nie tak. Rozpoczęli poszukiwania. Wiedzieli, że ona gdzieś tu musi być... I po chwili ją znaleźli. Rozcierała właśnie guza na swej głowie i było widać, że jest podenerwowana.
- Cholera jasna, czy tylko ja mam takiego pecha? - zapytała sama siebie. Na szczęście wszystkie płomienie zostały wchłonięte, a ona... No cóż, ona aktualnie nie mogła się w żaden sposób poruszyć. Dopiero teraz spostrzegła Erzę i Natsu.
- Kaede! W porządku?! - spytała się zdenerwowana Scarlet. Nagle w powietrzu można było usłyszeć dosyć dziwny śpiew.... Jak by kołysanka na dobranoc... "Wpadłaś w mą zasadzkę, ten labirynt twym grobem będzie..." - dokładnie, tak to brzmiało.
- Tak, Scarlet. - rzuciła z przekąsem, jednak nie poruszyła się nawet o milimetr. Nogi, jak sparaliżowane, odmawiały złotookiej posłuszeństwa. Więc tym razem “Requiem” zapożyczył sobie jej dolne kończyny. Cóż, raz z górki, raz pod górkę.
Natsu, spojrzał na złotooką.
- Musimy się stąd zabierać! - to powiedziawszy, wziął dziewczynę na plecy i ignorował jej protesty. Musieli się dostać do swej kryjówki. Było coraz to gorzej...
- Zabiję cię, Dragneel... - groziła raz po raz lnianowłosa. Może nie powinna użyć takich zaklęć? Wystarczyłoby przecież zdmuchnąć ten ogień, ale z drugiej strony było ich tak dużo, że mało kto mógłby nad nimi zapanować.
Po chwili byli na miejscu. Mag Ognia rzucił dziewczyną w fotel, a tamta zaczęła wywrzaskiwać tysiące przekleństw. Natsu uciekł i tyle go widzieli! Mystogan, spojrzał na dziewczynę i zamarł w bezruchu.
- Ahira? To ty?
- Nie, święty Mikołaj gaszący pożary. - odpowiedziała sarkastycznie, sięgając po bandaż, który stał na pobliskim stoliku, jednak na próżno. Za Chiny Ludowe nie mogła złapać przedmiotu.
Mystogan wstał wściekły. Erza zmrużyła oczy. Nigdy, go nie widziała tak zdenerwowanego.
- Jak śmiałaś zaatakować nasz kraj! - krzyknął wściekły. Wszyscy w pomieszczeniu zamarli.
Król pochylił się nad nią, obserwując jej reakcję. Kaede spojrzała na niego z niedowierzaniem. Jakim cudem...? Jak on mógł ją o coś takiego oskarżyć? W jej oczach pojawiły się łzy, a nagle, niespodziewanie, wymierzyła mu siarczysty policzek.
Jej reakcja wszystkich sparaliżowała.
- A zatem... to nie ty nas zaatakowałaś, prawda? - spytał się, a Ahirę zmroziło w bezruchu. Nie spodziewała się tego. - Ty nas nie zaatakowałaś. To był ktoś inny... - powiedział, odchodząc od niej...
- Zostawcie mnie... - wyszeptała błagalnie. Po chwili wszyscy od Gajeel’a stojącego najbliżej drzwi zaczynając, poczęli wychodzić. - I tak jest dosyć źle... - powiedziała dziewczyna, zmieniając swą zbroję na sukienkę, po czym zaczęła bandażować swe nogi - Powinniśmy odejść z Edolas i tu nie wracać... - nagle na zewnątrz nastąpił straszny wybuch.
“Pewnie te dzieciaki znowu nie mają nic do roboty... Jak ja im znajdę zajęcie, to mnie popamiętają...”, nagle zapłakana lnianowłosa sprzed paru minut znikła, ją zaś zastąpiła charyzmatyczna i wybuchowa. “Heh, co ja się z nimi mam...”.

2 komentarze:

  1. Super! Trzyma w napięciu! Ciekawe to zaklęcie Requiem, ale zbyt silne skutki uboczne powoduje... Oby dała radę chodzić :< Troszke to skomplikowane, ale mam nadzieję, że niedługo wszystko będzie wyjaśnione i jasne! Pozdrawiam i życzę weny, pisz szybko kolejny rozdział :D Zapraszam również do siebie na nową notkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No skomplikowane ale wciąga jak cholera xD Było troche dziwnych literówek w zdaniach, szczególnie na początku ale nie czepiam się, rozdział ciekawy. A akcja z ptaszkiem powaliła mnie na kolana ze śmiechu chociaż Juvia troszke przesadziła ;p

    OdpowiedzUsuń